Our Mythical Childhood...

The Reception of Classical Antiquity in Children’s and Young Adults’ Culture in Response to Regional and Global Challenges

Commentarii - Pro lingua Latina


6.08.2025

Marta Kozak-Gołębiowska
Dyrektor Działu Edukacji Cyfrowej w Akademii Finansów i Biznesu Vistula
Absolwentka klasy klasycznej w XI Liceum Ogólnokształcącym im. Mikołaja Reja w Warszawie

Pro lingua Latina

Kiedy prawie dwadzieścia pięć lat temu zastanawiałam się, jaki profil w liceum wybrać, wiedziałam jedno – że chcę uczyć się łaciny. W tamtym czasie była to po prostu ciekawość, a nie sprecyzowany plan na przyszłość. Byłam zafascynowana kulturą antyczną oraz językiem, który, choć teoretycznie wymarły, w praktyce wciąż żył w wielu nowożytnych językach, dla których stanowił bądź fundament, bądź daleką inspirację. Czy planowałam zostać w przyszłości filologiem klasycznym? Nie. Chciałam po prostu przeżyć w liceum ciekawą przygodę i uczyć się czegoś, co nie było ani typowe, ani popularne. 


W trakcie nauki zaskoczyło mnie to, że łacina nie przypominała żadnego znanego mi wtedy języka. Co prawda wiele wyrazów z niej pochodzących było obecnych w angielskim czy francuskim, których także się wtedy uczyłam, jednak proces tłumaczenia tekstów łacińskich przypominał bardziej proces rozwiązywania równań matematycznych niż czytanie w językach nowożytnych. Długie, wielopiętrowe zdanie cycerońskie potrafiłoby wyprowadzić z równowagi nawet cierpliwego buddyjskiego mnicha. Im więcej jednak rozumiałam ze struktury tego języka, tym bardziej tłumaczenie sprawiało mi przyjemność, łacina bowiem jest językiem bardzo logicznym. Dawało mi to ogromną satysfakcję, gdy wszystkie elementy zdania zaczynały pasować do siebie niczym klocki Lego. Jednocześnie mój z natury chaotyczny mózg zaczął uczyć się uważności na detale i pracy w głębokim skupieniu.


Marta Kozak wraz z koleżankami i kolegami z klasy

na naukowej wycieczce do Rzymu (wrzesień 2000 r.). Fot. Anna Wojciechowska.


Po maturze stanęłam przed koniecznością wyboru kierunku studiów, ale tak naprawdę nie musiałam wybierać, bo już wtedy wiedziałam, że będę studiować filologię klasyczną. Czy to znaczy, że postanowiłam zostać filologiem klasycznym? Nie. Tego nie było w planie. Wierzyłam natomiast, że lepiej pięć lat studiować coś, co się kocha, a potem zmierzyć się z rynkiem pracy, niż pójść na studia „z rozsądku”, męczyć się pięć lat, a potem także mierzyć się z rynkiem pracy – bo nie były to już czasy, kiedy dyplom ukończenia studiów otwierał każde drzwi. Skoro efekt końcowy będzie zapewne podobny w obu scenariuszach, czemu mam sobie odmawiać przyjemności studiowania czegoś, co kocham? 


Studiowałam więc kolejne pięć lat łacinę i grekę, tym razem wchodząc na taki poziom skomplikowania, że do tej pory nie jestem w stanie wymówić na jednym wdechu tytułu swojej pracy magisterskiej. Można powiedzieć, że przez te pięć lat mój mózg uprawiał zawodową gimnastykę artystyczną. Czy było trudno? Tak! Ale czy było warto? Oczywiście! A czy zostałam w końcu filologiem klasycznym? Nie. Skończyłam studia, ale nigdy nie pracowałam „w zawodzie”.


Od prawie dwudziestu lat pracuję w branży technologii edukacyjnych. Umiejętności, jakie w tym czasie opanowałam, to nie tylko metodyka nauczania w e-learningu, ale także obsługa platform e-learningowych, programów graficznych, podstawy programowania. Wszystko to z dyplomem ukończenia studiów z filologii klasycznej. Za każdym razem, gdy musiałam nauczyć się czegoś nowego, mówiłam sobie w duchu: „Skoro byłam w stanie tłumaczyć Cycerona, z tym również dam sobie radę!”. Dziś, gdy ktoś pyta mnie, skąd mam tyle cierpliwości, żeby szukać przyczyny błędu w platformie i sposobów naprawienia go, odpowiadam: nauczyłam się łaciny, więc mój mózg nauczył się logicznego myślenia, koncentracji i cierpliwości. Dopiero niedawno, podczas podróży służbowej do Włoch, odkryłam dodatkowy bonus – choć nigdy nie uczyłam się włoskiego, nie miałam dużego problemu ze zrozumieniem, co mówią do mnie koleżanki i koledzy z Uniwersytetu w Bari. Znajomość łaciny i francuskiego, wyniesiona z liceum i ze studiów, wystarczyła w zupełności.


Kiedy idąc do liceum, wybierałam naukę łaciny, wszyscy pytali mnie, czy nie uważam, że to kompletnie bez sensu. „Nie ma po tym żadnej pracy”, mówili mi zaniepokojeni. Mieli rację. Nie ma przecież wielu ofert pracy dla filologów klasycznych. Są za to wyzwania, przed którymi wszyscy stoimy. Wyzwania związane z rozwojem sztucznej inteligencji, z zanikaniem dotychczasowych sposobów pracy i powstawaniem nowych, z koniecznością oduczania się starych schematów i zdobywania nowych umiejętności. Plastyczny, umiejący się skoncentrować i cierpliwie pracować nad danym problemem mózg będzie zatem w cenie. Dla mojego mózgu nauka łaciny była świetnym treningiem i przygotowaniem do stawiania czoła nowym wyzwaniom. Czy to znaczy, że każdy powinien uczyć się latami łaciny, tak jak ja to robiłam? Nie. Ale czy warto uczyć się łaciny dla wytrenowania swojego mózgu niczym sprawnego i silnego mięśnia? Tak, moim zdaniem warto.