Iuvenilia - Z pamiętnika Dydony (2025)
5.05.2025
Amelia Wojciechowska – uczennica klasy II LO „Strumienie”
Z pamiętnika Dydony (2025)
Marianna Jarczewska, Dydona.
Czasami zastanawiam się, dlaczego życie odbiera nam często właśnie tych, których kochamy najbardziej. Naraża nas na cierpienia, tęsknotę i złość, których nie jesteśmy w stanie zrozumieć. Zetknęłam się z tymi uczuciami po śmierci mojego ukochanego męża Sychajosa. Przez kilka dni żyłam w niepewności, bowiem mój brat Pigmalion nie chciał mi powiedzieć, co stało się na polowaniu, w którym obaj brali udział. Pewnej nocy we śnie zobaczyłam mojego męża. Dziś wspominam z wielkim żalem jego bladą twarz i zranioną pierś. Zmęczonym i smutnym głosem opowiedział mi o przyczynie swojego niespodziewanego zniknięcia. Nie mogłam uwierzyć, że podczas polowania Pigmalion go zabił! Mój brat zabił mojego męża! Chciwiec! Pozbył się Sychajosa, aby zagarnąć należące do niego skarby. Co gorsza, nie pochował go, narażając nas wszystkich na gniew bogów. Przerażona i pełna złości na brata zrozumiałam, że poznawszy tajemnicę Pigmaliona, sama jestem w niebezpieczeństwie. I oto nagle duch zmarłego męża znów przyszedł do mnie we śnie i ostrzegł, kilkukrotnie wykrzykując: „Uciekaj tam, gdzie ziemia nieznana”. Wyjawił także, gdzie za życia ulokował złoto, i polecił mi zabrać je ze sobą w podróż. Przestraszona słowami męża, wyrzekłam się brata. Zebrałam wiernych mi domowników i żeglarzy, przenieśliśmy skarb Sychajosa na czekający w porcie statek i uciekliśmy z Tyru. Pod moim dowództwem płynęliśmy w nieznane, uciekaliśmy jak Odys spod płonącej Troi. Wiatry sprzyjały naszej żegludze i po kilku dniach zobaczyłam na horyzoncie ląd i tam się skierowaliśmy. Niebo było pogodne, morze spokojne, a słońce na wybrzeżu świeciło jaśniej. Pierwsza, jako wódz wyprawy, ostrożnie zeszłam z pokładu, mając nadzieję, że wybrzeże jest bezpieczne, a miejsce odpowiednie do osiedlenia się. Wokół dostrzegłam bujną i piękną roślinność oraz ludzi, którzy patrzyli przyjaźnie na nas – nieznanych przybyszów. Moi żeglarze szybko znaleźli wspólny język z mieszkańcami wybrzeża. No cóż – pływając po rozległych wodach tego świata, umieli się porozumieć i rozpoznać ludzi, którzy dzielą z nimi wspólny los. Ludzie ci szybko wyrazili zgodę, abyśmy zatrzymali się na ich ziemi. Postawili jednak warunek, na wypadek, gdybyśmy chcieli u nich zostać na dłużej. Oświadczyli, że mogę zająć tyle ziemi, ile obejmie skóra wołu. Chciałam zacząć nowe życie i w tym bezpiecznym miejscu wznieść mury i świątynie nowego miasta, w którym mogłabym pielęgnować pamięć o mężu. I oto kolejna przeszkoda. Pomyślałam nawet, że trzeba nam wrócić ku okrętom i szukać nowej, bardziej przyjaznej ziemi. Ale wtedy mój wzrok padł na wywieziony z ojczyzny dobytek, który załoga wynosiła z okrętu na brzeg – skrzynie ze skarbem Sychajosa przykryte wołowymi skórami. Ależ tak! Skoro potrzebowałam ziemi na moje nowe miasto, wpadłam na pomysł, aby pociąć skórę wołu na cienkie paseczki i powiązać ją w długi sznur, który objąłby rozległy teren wzdłuż wybrzeża. Jako wódz wyprawy przyjęłam takie warunki umowy, ale nie wyjawiłam szczegółów mojego pomysłu. Mieszkańcy, jak się wiele lat później okazało, najpierw patrzyli nieprzychylnie na moje działania, ale potem, zgodnie z zawartą umową, pozwolili mi zająć opasaną skórzanym pasem ziemię i wybudować miasto. Codziennie patrzę na rosnące budowle i wiem, że to wszystko jest wyrazem mojej miłości do męża i że niebawem stanie tutaj jego mauzoleum. Choć każdego dnia tęsknię za moim ukochanym Sychajosem, to, ku memu zdziwieniu, od czasu do czasu w mojej głowie pojawiają się myśli, że mogę żyć dalej bez niego. Ta myśl nie daje mi spokoju od czasu, kiedy Trojanie korzystają z mojej gościnności. A ich wódz Eneasz? No właśnie, Eneasz. To z nim codziennie oglądam rosnącą Kartaginę. Nasze spacery wydają mi się czasem drogą ku przyszłości, lecz kiedy zostaję sama, wraca tęsknota do męża. Boję się, że wcale tego nie chcąc, bezczeszczę pamięć o moim zmarłym ukochanym. Nie wiem, czy to odpowiedni czas. Jestem rozdarta. Eneasz to jednak cudzoziemiec, w dodatku syn bogini. Czy mogę mu wierzyć?